
Pierwsza znacząca gala rozdania nagród filmowych właśnie dobiegła końca. Zostały jeszcze dwa konkursy: BAFTA i Oscary. Złote Globy podobno wyznaczają kierunek spekulacji w kwestii nazwisk zwycięzców wybranych przez Amerykańską Akademię Filmową. Jeśli tak się stanie i tym razem, to rzeczywiście będzie można mówić o niespodziankach...
Dziś cieszy mnie fakt, że w większości kategorii zgadzam się z wyborem członków Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej. Nagroda dla Operacji Argo i Bena Afflecka za reżyserię utarła nosa filmowcom noszącym wielkie nazwiska - choć szanuję Anga Lee i Stevena Spielberga, to jednak dobrze czasem oderwać się od schematu i odświeżyć listę tych "najlepszych". Affleck nie jest może najlepszym aktorem, choć żywię do niego wiele sympatii, jednak z powodzeniem realizuje się jako reżyser, a wcześniej jako scenarzysta (Oscar za najlepszy scenariusz do filmu Buntownik z wyboru - otrzymał go w 1998 roku wspólnie z Mattem Damonem). Trzymam kciuki za dalsze jego projekty, bo jak widać, warto śledzić jego działania.
Kolejny powód do radości dało mi wyraźne uznanie dla filmu Nędznicy. Dlaczego? Bo kocham literaturę, lubię musicale i filmy kostiumowe, zachwycam się urodą i grą Anne Hathaway i uwielbiam Hugh Jackmana, zwłaszcza gdy śpiewa. Czego chcieć więcej? Film triumfował na gali rozdania Złotych Globów, jednak obawiam się, że przepadnie w wyścigu po Oscary. Powód jest jeden podstawowy: dramaty, musicale i komedie konkurują ze sobą w jednej kategorii. Podoba mi się to rozróżnienie. Jego brak w Oscarach powoduje, że zazwyczaj wygrywają klasyczne dramaty...
Nie byłam zaskoczona zwycięstwem filmu Miłość w kategorii Najlepszy film zagraniczny, jednak ten brak zaskoczenia nie zmniejsza mojego buntu wobec decyzji jury, zwłaszcza że wśród nominowanych znalazł się brutalnie skrzywdzony obraz Nietykalni... Podziwiam grę duetu aktorskiego w filmie Hanekego, sposób prowadzenia narracji, budowanie emocji w każdej scenie, zdjęcia, długie ujęcia itd... Ale to wszystko w moich oczach zapadło się w jednej z ostatnich scen - i całkowicie zmieniło mój zachwyt w niesmak... Hollywood lubi nagradzać filmy kontrowersyjne lub "poprawne politycznie", dlatego nie zdziwiła mnie nagroda dla Miłości... I tak samo nie zdziwi mnie Oscar w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny. Mam tylko nadzieję, że zamiłowanie do kontrowersji ustąpi tym razem postawie patriotycznej i w głównej kategorii Najlepszy film wygra produkcja amerykańska. Najwyższy czas, by po dwóch latach obcego panowania w krainie oscarowych nagród (Artysta oraz Jak zostać królem) na tron powrócił syn tamtej ziemi... (no chyba że będą to brytyjscy Nędznicy - wcale się nie pogniewam...).
Wybór najlepszej muzyki - mimo nominacji dla takich kompozytorów jak Dario Marianelli i Alexandre Desplat - dał mi impuls do poszerzenia horyzontów muzycznych. Ciekawa jestem i muzyki do filmu Życie Pi, i samego obrazu Anga Lee. Opinie są bardzo różne, a to znaczy, że trzeba się przekonać osobiście, czy jest to dobre kino, czy kicz.
Utwór Skyfall Adele wygrał zasłużenie. Od dnia swojej premiery zrobił na mnie ogromne wrażenie i dał mi nadzieję na odrodzenie się gatunku piosenki filmowej (więcej na ten temat w artykule
Piosenka filmowa - gatunek, który wyginął?). Mimo mojego uwielbienia dla głosu Jackmana utwór w jego wykonaniu do filmu
Nędznicy nie porwał mnie...
Tylko jedna piosenka wygrywa w moim sercu z Adele: Song of the Lonely Mountain z filmu Hobbit. Nic nie poradzę, że Śródziemie to kraina, z której nie chcę wracać, dlatego wszystko, co z niej pochodzi, jest dla mnie najpiękniejsze... Szkoda, że utwór Neila Finna został całkowicie pominięty i w nominacjach do Złotych Globów, i do Oscarów...
I jeszcze jedna kropla goryczy... Lubię Kevina Costnera. Naprawdę. Ale czy rzeczywiście był tak dobry, żeby pokonać Benedicta Cumberbatcha? Fakt, może to kwestia nazwiska, z którym prezenter mógłby sobie nie poradzić podczas wskazywania zwycięzcy... Jednak uważam, że kreacja Sherlocka Holmesa, jaką funduje nam Brytyjczyk, zasługiwała na wyróżnienie (i poświęcenie prezentera). Cumberbatch z powodzeniem przekonał widzów, że Sherlock dobrze czuje się w XXI wieku i że doktor House i Patrick Jane to nie jedyni socjopaci, których kochamy na ekranie... Szkoda. Nominacje, a tym bardziej nagrody za kolejne sezony Sherlocka, są raczej mało prawdopodobne, chyba że otrzyma je Martin Freemann za rolę drugoplanową (co też popieram - bo przy powszechnej niechęci do Hobbita na docenienie w kategorii Najlepszy aktor pierwszoplanowy Freemann nie ma szans).
Do rozdania Oscarów zostało jeszcze kilka tygodni. Trzeba ten czas przeznaczyć na uzupełnienie braków i obejrzenie - w miarę jak się będą pojawiać w kinach - filmów nominowanych do tych wyróżnień. Czekamy więc z niecierpliwością na noc z 24 na 25 lutego. Oby była to noc niespodzianek...